Ekonomia behawioralna na co dzień, czyli co robią ekonomiści behawioralni, aby lepiej żyć

My ekonomiści behawioralni głównie badamy, rozmawiamy i prawimy o tym, jak zmieniać zachowania innych ludzi na lepsze. A co z nami samymi?

Jakiś czas temu zapytałam jednego z profesorów z mojego uniwersytetu, czy znajomość ekonomii behawioralnej wpłynęła na to, co i jak on robi na co dzień. Oczywiście. Od tego czasu zbieram odpowiedzi innych i spisuję zmiany, jakie zaobserwowałam u siebie.

Jesteście ciekawi, jak praktycznie wykorzystywać wiedzę behawioralną na co dzień?

Pieniądze

Mniej nas bolą koszty, jakie poniesiemy w przyszłości, bo wszystko to, co ma być kiedyś, jest dla nas mniej warte. Od wielu lat robię coś na wzór wymyślonego przez Richarda Thalera programu „Save More Tomorrow”. Podjąłem decyzję, że będę przeznaczał na emeryturę wszystkie podwyżki, jakie dostanę w przyszłości. Ponieważ to są pieniądze, które dopiero kiedyś dostanę, to łatwiej mi jest podjąć taką decyzję, bo dzisiaj, w dniu, kiedy ją podejmuję, są one dla mnie mniej warte, niż będą, jak już je otrzymam.”

„Wiem, że ludzie padają ofiarą błędu utopionych kosztów, czyli mają tendencję do trzymania się wcześniej podjętych decyzji nawet w sytuacjach, gdy okazują się one niekorzystne, tylko dlatego, że wcześniej ponieśli jakiś koszt. Ostatnio kupowałem bilet na pociąg do Londynu i w ramach specjalnej oferty, kupiłem od razu całodniowy bilet na komunikację miejską. W dniu wyjazdu okazało się jednak, że jest ładna pogoda, więc wziąłem ze sobą hulajnogę. Wcześniej byłoby mi żal zapłaconych już za bilet pieniędzy i bym jeździł po Londynie metrem, bo przecież mam już bilet… Ale teraz wiem, że to tylko błąd utopionych kosztów i zadaję sobie pytanie: Gdybym teraz miał wybrać hulajnogę lub metro, to co bym wolał? Jeśli odpowiedź brzmi „hulajnoga”, to wybieram hulajnogę i ignoruję ból związany z niewykorzystaniem wcześniej kupionych biletów, bo wiem, że to tylko pułapka myślenia”

„Jak wydaję pieniądze, to staram się je wydawać na doświadczenia, a nie rzeczy materialne, bo jak pokazują badania behawioralne, te przynoszą nam więcej szczęścia. Ciężko mi ocenić, o ile szczęśliwszy dzięki temu jestem, ale na pewno mam mniej wyrzutów sumienia związanych z wydawaniem tych pieniędzy.”

Dieta

„Zawsze proszę moją żonę, aby nałożyła mi jedzenie na talerz, szczególnie jeśli jemy chleb z masłem czosnkowym. Dzięki temu wiem, że dostanę mniej jedzenia, niż gdybym sobie sam nałożył. Zawsze też jemy z żoną w salonie, choć mamy stół w kuchni. Po zjedzeniu wiem, że mogę sobie nałożyć dokładkę, ale kuchnia jest na drugim końcu mieszkania i dzięki temu, że siedzimy w salonie, zazwyczaj nie chce mi się już chodzić w te i z powrotem, aby nałożyć sobie więcej, przez co mniej zjadam.

„Nigdy nie kupuję słodkich rzeczy na zapas, aby nie mieć ich w domu. Jeśli przychodzi mi ochota na słodkie i mam w domu ciasteczka albo czekoladę, to na 100% je zjem i to pewnie od razu całą paczkę. Jeśli nie mam nic w domu, to szansa, że będzie mi się chciało iść do sklepu jest dość znikoma. Dieta na lenia. Działa!”

„Wykorzystuję w domu architekturę wyboru, czyli tak projektuję otoczenie fizyczne, aby członkowie mojej rodziny wybierali zdrowsze opcje do picia i jedzenia. Moje dzieci nie chciały pić wody tylko zawsze prosiły o coś słodkiego. Któregoś dnia przygotowałam ładnie wyglądającą wodę. Wzięłam dużą, szklaną butelkę; włożyłam do niej owoce i liście mięty; nalałam wodę i postawiłam butelkę oraz cztery szklanki na blacie w kuchni, w centralnym miejscu. W ten sposób każdy domownik, który wchodził do kuchni po coś do picia, przechodził obok wody. Szklanki stały obok, więc nie trzeba było nawet sięgać do szafki. Każdego dnia rano stawiałam świeżą wodę. Przez pierwsze kilka dni nic się nie zmieniło w zachowaniu mojej rodziny, ale około piątego dnia, „z lenistwa”, dzieciaki zaczęły pić wodę. I tak już zostało do dzisiaj,”

Sport

Łatwiej jest coś zrobić. jeśli postawiliśmy już pierwszy krok. Jest to tzw. technika stopy w drzwiach. Lubię chodzić spać w ubraniach do jogi. Gdy się budzę rano i mam na sobie wygodne dresy i rozłożoną obok łóżka matę, to od razu w mojej głowie jest mniej wymówek, aby trochę się rano porozciągać. A jak już wejdę na matę „na minutkę”, to ćwiczę 20-30 minut.”

„Często polegam na tzw. wcześniejszych deklaracjach. Co roku zapisuję się na półmaraton na wiosnę. Wiem, że wtedy nie będę miała wyjścia i zacznę trenować po zimie. Zapisuję się z półrocznym wyprzedzeniem, czyli wczesną jesienią, kiedy jestem w pełni formy po całym sezonie biegania. Wtedy wydaje mi się, że start w takim biegu na wiosnę to będzie sama przyjemność. Gdy kończy się zima i muszę zacząć biegać, to klnę, że się zapisałam… Ale skoro już się zapisałam, to przecież pobiegnę… I tak oto znowu zaczynam kolejny sezon biegowy.”

Samokontrola

„Raz na jakiś czas, mniej więcej raz na 7-10 dni, robię sobie dzień obżartucha. Badania behawioralne pokazują, że samokontrola jest limitowanym zasobem i raz na jakiś czas trzeba dać się jej odbudować. Zatem pozwalam sobie – w kontrolowany i zaplanowany sposób – ją odbudować, poprzez tzw. binge days. Gdybym tego nie robiła, to wiem, że po 2 tygodniach na diecie zacznę się męczyć i następnego dnia rzucę ją w cholerę i pewnie nie zacznę znowu do następnej wiosny. Na koniec takiego dnia obżartucha zawsze wyrzucam wszystkie słodycze i inne rzeczy, których nie chcę następnego dnia jeść, bo wiem, że jeśli je zostawię, to na pewno je zjem wcześniej niż za następne 7-10 dni.”

„Ponieważ samokontrola jest limitowanym zasobem i każde podjęcie decyzji, nawet zupełnie błahej, wykorzystuje te zasoby mentalne, minimalizuję ilość bezsensownych decyzji, jakie muszę podjąć każdego dnia, szczególnie rano. Mam tylko dwa kolory skarpetek; jeden kolor majtek; na śniadanie jem tygodniami to samo, aż mi się znudzi. Dzięki temu oszczędzam sporo energii.”

„W ekonomii behawioralnej jest koncepcja wielu ja, która mówi o tym, że każdy z nas składa się z nieskończonej liczby jaJestem ja teraz i mam pewne preferencje. Są też moje przyszłe ja, które mają inne preferencje. Ja teraz chce zacząć dietę w poniedziałek. Poniedziałkowe ja woli czekoladę, więc około 16 odpuszcza dietę. Jest też ja wtorkowe, które żałuję, że ja poniedziałkowe zjadło czekoladę i postanawia zacząć dietę od środy. Zauważyłam, że myślenie o sobie w ten sposób pomaga mi podejmować lepsze decyzje, których konsekwencje będę odczuwać w przyszłości. Na tyle dużo razy moje ja żałowało tego, co zrobiły poprzednie ja, że teraz przed podjęciem decyzji, na chwilkę wchodzę w buty mojego przyszłego ja i zadaję sobie pytanie „Jak bym się czuła, gdyby to moje przeszłe ja zjadło … i ja teraz bym odczuwała konsekwencje tej decyzji?”. Wtedy zazwyczaj mnie uderza, że moje decyzje mają konsekwencje i silna wola wygrywa.”

Praca

„Ludzie mają tendencję do niedoszacowywania, ile czasu im coś zajmie. Jest to tzw. błąd planowania. Nawet, gdy się studiuje ekonomię behawioralną, to i tak się w tą pułapkę myślenia wpada. Przecież tym razem pójdzie wszystko zgodnie z planem… Już na tyle dużo razy się na tym przejechałam, że teraz wiem, że trzeba dodać 50% czasu do każdego projektu. Jeśli wydaje mi się, że napisanie artykułu zajmie cztery tygodnie, zakładam sześć. Dzięki temu idealnie wyrabiam się w terminie.”

„Gdy pisałem doktorat, poinformowałem wszystkich członków mojej rodziny o tym, że piszę pracę i że mam termin złożenia jej do końca maja. Przez to za każdym razem, gdy rozmawiałem z kimś z rodziny, padało pytanie: „Jak tam Twoje postępy w pisaniu doktoratu?”. Głupio mi było odpowiedzieć, że nic się nie zmieniło, odkąd rozmawialiśmy wczoraj, więc byłem zmuszony do tego, aby każdego dnia coś napisać, żeby móc powiedzieć, że mam więcej, niż miałem. Publiczne zobowiązanie się do czegoś działa!

Lepsze decyzje

„Ekonomia klasyczna mówi nam, że decyzja racjonalna to taka, która maksymalizuje korzyści. Herbert Simon, jeden z pierwszych ekonomistów behawioralnych, dowiódł, że cel maksymalizacji użyteczności jest prawie niemożliwy do osiągnięcia w realnym życiu. Zaproponował, abyśmy maksymalizację użyteczności zastąpili satysfakcją (ang. satisficing). Decyzja satysfakcjonująca to decyzja wystarczająco dobra, ale niekoniecznie najlepsza.  Badania behawioralne pokazują, że osoby, które w ten sposób podejmują decyzje są szczęśliwsze, rzadziej żałują podjętych decyzji oraz mają wyższe poczucie własnej wartości. Dlatego gdy mam do podjęcia ważną decyzję, szukam opcji po prostu OK i jak się pojawi, to się na nią decyduję, zamiast szukania opcji najlepszej.”

Ramowanie, czyli to jak jest ujęty problem lub jakich słów używamy do jego opisania, może mieć ogromny wpływ na nasze decyzje. Zauważyłam, że słowo „potrzebuję” jest magicznym słowem i używam go zamiast „chcę” lub „powinnam”. Duet chcę – (nie) powinnam jest okropny, bo powoduje wewnętrzny dialog – chcę coś zjeść, ale nie powinnam, ale chcę, ale nie powinnam, ale… Przeformułowanie pytania na to, czy czegoś potrzebuję wyłącza całą tą wewnętrzną dyskusję i powoduje, że podejmuje lepsze dla siebie decyzje.

„W ekonomii mówi się o kosztach utraconych korzyści, czyli o korzyściach, które tracimy ze względu na to, że wybieramy pewną opcję – jeśli wybiorę A, to nie wybieram B i tracę pewne korzyści płynące z B, nawet jeśli ogólnie wolę A. Ten sposób myślenia otworzył mi oczy na to, że decyzje finansowe, jakie podejmuję (np. Czy kupić nowe buty? Czy płacić za bilet na autobus czy jechać na gapę?) mają również niematerialne konsekwencje, takie jak czas i stres. Jeśli kupię nowe buty, to czeka mnie dużo radości, ale utraconą korzyścią jest komfort posiadania większych oszczędności. Jeśli nie kupię biletu na autobus, to zaoszczędzę trochę pieniędzy, ale „zyskam” stres związany z jechaniem na gapę. Odkąd biorę pod uwagę te niematerialne konsekwencje, podejmuję w wielu obszarach inne decyzje i jestem dużo szczęśliwszym, spokojniejszym człowiekiem.”

 

Jestem ciekawa, jakie zmiany Wy wdrożyliście w swoim życiu po poznaniu ekonomii behawioralnej? A tym z Was, którzy są spragnieni większej ilości praktycznej wiedzy i chcą być szczęśliwsi, polecam Dobre karty 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *