Koniec października minął u mnie pod znakiem melancholii. Wszystko przez to, że w latem tego roku jeden z moich ulubionych artystów – wokalista zespołu Linkin Park – popełnił samobójstwo i kilka tygodni temu odbył się koncert poświęcony pamięci Chestera. Wrażenia?
Emocjonalny rollercoaster.
Kilka dni po koncercie, cały czas dochodząc do siebie, zaczęłam zastanawiać nad tymi emocjami i ich siłą. Czy naprawdę aż tak przeżywałam śmierć Chestera? A może po prostu niepotrzebnie wkręciłam się w jakąś historię w głowie? W końcu to człowiek, którego na co dzień w moim życiu nie było i nigdy nie towarzyszyły temu faktowi żadne silne emocje. I tak jadąc sobie na rowerze na uniwersytet i zastanawiając się nad tymi naszymi emocjami, przypomniała mi się fascynująca teoria i doznałam momentu a-ha!
Uwaga: Będzie kontrowersyjnie.