Obserwując, co się dzieje na świecie, mam wrażenie, że z roku na rok jesteśmy bardziej podzieleni i pojawia się coraz więcej tematów, na które nie jesteśmy w stanie spokojnie, racjonalnie porozmawiać – bez atakowania, bycia atakowanym, osądzania lub rolowania oczu i pukania się w głowę. Aborcja. Ocieplenie globalne. Uchodźcy. Szczepienie dzieci. Dieta bezglutenowa.
Skąd się bierze nasz fanatyzm? Jak rozmawiać z ludźmi, którzy mają skrajnie silnie i skrajnie inne opinie od naszych?
Dysonans poznawczy
Dzisiejsza opowieść o fanatykach i kontrowersyjnych tematach zaczyna się od dość prostego i dobrze znanego zjawiska psychologicznego, czyli dysonansu poznawczego. Każdego dnia każdy z nas go odczuwa. Wiemy, że jedzenie słodyczy jest niedobre, ale też wiemy, jak dobrze się czujemy, gdy słodycze jemy. Uważamy, że należy być dobrym i życzliwym, ale odmawiamy dawania drobnych pieniędzy potrzebującym, którzy nas o to proszą.
Dysonans poznawczy polega na występowaniu nieprzyjemnego uczucia w sytuacji, gdy jednocześnie występują dwa niezgodne ze sobą elementy poznawcze (np. myśli, przekonania, zachowania). Mówiąc wprost, nie lubimy, gdy nam się nie zgadza w głowie i/lub emocjach. Często, aby pozbyć się związanych z dysonansem negatywnych emocji, oszukujemy sami siebie. Jak pokazują badania psychologiczne, mamy silną tendencję do (nieświadomego) wmawiania sobie, że decyzje, które podjęliśmy są dobre, aby zredukować dysonanse poznawcze, gdy się pojawiają. Powołując się na przykład z Wikipedii:
„Zamierzam wyjść za mąż. Mam do wyboru bogatego i mało inteligentnego Adama oraz biednego i mądrego Janka. Po wybraniu Janka uważam inteligencję za bardziej istotną i mówię sobie, że przecież dorobić się zawsze można, a inteligencji się nie zyska.”
Jednym ze szczególnych typów dysonansu poznawczego jest sytuacja, gdy nasze przekonania nie są niezgodne z innymi naszymi przekonaniami, ale z rzeczywistością. Z faktami. Gdy badania naukowe lub rzeczywistość pokazują jedno, a my uważamy drugie.
W takiej sytuacji rozwiązania mogą być dwa: zmienić zdanie i zaakceptować fakty lub pozostać przy swoich przekonaniach, ignorując rzeczywistość. Zdrowy rozsądek nakazuje, aby zaakceptować fakty. Jednak jak pokazuje doświadczenie, często wolimy pozostać przy swoich błędnych wierzeniach, ignorując fakty.
W jakich warunkach ludzie są bardziej skłonni zniekształcić swoje poglądy dotyczące rzeczywistości niż przyznać, że ich pierwotne przekonania były błędne?
Kiedy i dlaczego popadamy w fanatyzm?
W latach 70-tych Leon Festinger i jego dwóch współpracowników postanowili znaleźć odpowiedź na to pytanie. Uczestnikami ich badania byli członkowie pewnej sekty, która była przekonana o tym, że w ciągu kilku miesięcy nastąpi apokalipsa i skończy się świat. Badacze dostali się do sekty i przesiąknęli jej struktury, w tajemnicy prowadząc swoje obserwacje i badanie. Gdy nadszedł dzień apokalipsy i świat się nie skończył – jak już się pewnie domyślacie – członkowie sekty nie zmienili zdania, pomimo dość twardych i oczywistych faktów w postaci toczącego się dalej życia. Co więcej, niespełnienie się proroctwa nie tylko nie osłabiło ich wiary i oddania sekcie, ale je zwiększyło.
Efektem pracy Festingera i współpracowników było zidentyfikowanie pięciu warunków, jakie muszą być spełnione, aby w sytuacji dysonansu człowiek nie zmienił swoich poglądów, tylko zaczął w nie wierzyć jeszcze bardziej.
Warunek #1
Człowiek musi być przekonany co do słuszności swojego wierzenia i wierzenie to musi mieć jakiś wpływ na jego zachowanie.
Warunek #2
Osoba wierząca musi się w jakiś sposób zobowiązać do swojego przekonania, tzn. musi podjąć działanie na rzecz wierzenia, które trudno jest cofnąć (dołączyć do sekty, przejść inicjację, zostać członkiem stowarzyszenia, chodzić na manifestacje, …). Im ważniejsze takie podjęte działanie i im trudniej je cofnąć, tym większe będzie zaangażowanie jednostki w przekonanie.
Warunek #3
Przekonanie to musi być wystarczająco konkretne i wystarczająco związane z rzeczywitością, aby wydarzenia mogły jednoznacznie je obalić.
Warunek #4
Musi pojawić się niezaprzeczalny dowód obalający przekonanie i dowód ten musi zostać zauważony przez człowieka.
Warunek #5
Osoba wierząca musi mieć wsparcie społeczne. Mało prawdopodobne jest, że jeden, odizolowany wierzący wytrwa próbę dowodów i faktów. Jeśli jednak osoba taka ma wokół siebie ludzi, którzy mają podobne wierzenia i osoby te mogą się nawzajem wspierać, ich przekonanie przetrwa.
Czy Was też uderzył trzeci i czwarty warunek? Muszą się pojawić dowody na to, że wierzenie człowieka jest błędne i w momencie, gdy się pojawią i człowiek je zauważy, jeszcze bardziej odda się swoim wierzeniom. Dzięki dowodom na to, że jest w błędzie.
Say what?!
Warunki te idą w kontrze do jakiejkolwiek logiki.
Przeprowadzone lata później przez Brendana Nyhana i Jasona Reiflera badania potwierdzają opisane przez Festingera warunki i pokazują, że nowe informacje de facto zwiększają błędne poglądy grup. W serii eksperymentów Nyhana i Reiflera, badani otrzymali artykuły z gazet opisujące nieprawdziwe sytuacje, potwierdzające powszechne nieporozumienia, jak np. to, że w Iraku istniała broń masowego rażenia. Gdy następnie badani otrzymali artykuł „korekcyjny”, udowadniający, że broni masowego rażenia nigdy nie znaleziono, osoby o poglądach liberalnych, które sprzeciwiały się wojnie, zaakceptowały nowy artykuł i odrzuciły stare informacje. Za to konserwatyści, którzy wspierali wojnę, zrobili coś odwrotnego: twierdzili, że po przeczytaniu drugiego artykuły są jeszcze bardziej przekonani, iż Irak posiada broń masowego rażenia. Argumentowali swoje stanowisko tym, że fakt, iż nic nie zostało znalezione tylko potwierdza, że Saddam Hussein ukrył lub zniszczył broń.
Dlaczego mamy tendencję do ignorowania faktów i popadania w fanatyzm, gdy docierają do nas informacje zaprzeczające naszym przekonaniom i wierzeniom? Ponieważ informacje takie stanowią zagrożenie dla naszego światopoglądu i naszej percepcji samych siebie. Lepiej i łatwiej jest nam zredukować dysonans, obronić własne ego i tożsamość, niż przyznać się do błędu lub wykonać wysiłek mentalny i emocjonalny związany z zapoznaniem się i zrozumieniem nowych faktów i zaktualizowaniem naszych wzorców mentalnych i przekonań.
Fanatyzm na co dzień
I teraz zastanówmy się, jak my próbujemy przekonać ludzi, którzy są w błędzie do tego, że nie mają racji? Mówimy o badaniach. Pokazujemy fakty. Cytujemy wyniki raportów. Dajemy im nowe informacje, które są sprzeczne z ich światopoglądem. Strzał w kolano.
Ponadto dolewamy oliwy do ognia tworząc sytuację my vs. oni – robimy z naszych przekonań część tożsamości grupowej – w efekcie czego wspieramy piąty z warunków, który mówi o wsparciu społecznym. Im silniejsze poczucie, że jesteśmy częścią grupy, która ma podobne poglądy, tym większa szansa, że się one utrzymają, a pewnie będą się dalej szerzyć.
Co zatem robić?
#1: Pierwsza metodologia prowadzenia rozmów z fanatykami, którą podzielił się ze mną jakiś czas temu kolega (Dzięki, Jacek!), pochodzi z opracowania jednego z profesorów University of Queensland. Autor opracowania sugeruje prowadzić rozmowę z fanatykiem według następującego skryptu:
- Powiedz mi, w co wierzysz?
- Jak dobrze osadzona w faktach jest Twoja opinia?
- Jak rzetelne są dane, na których opierasz swoją opinię?
- Czy dostępne dane rzeczywiście zaprzeczają Twojej opinii?
- Jakie dane musiałby się pojawić, abyś był skłonny zmienić zdanie?
#2: Druga metodologia pochodzi od Michaela Shermera, autora (świetnej!) książki „The Believing Brain: From Ghosts and Gods to Politics and Conspiracies”. Shermer daje następujące rady dotyczące tego, jak rozmawiać z fanatykami:
- Nie angażuj emocji w dyskusję.
- Dyskutuj, nie atakuj.
- Uważnie słuchaj i podczas rozmowy parafrazuj opinię drugiej osoby.
- Okazuj szacunek rozmówcy.
- Pokaż, że rozumiesz stanowisko i argumenty drugiej strony.
- Podczas rozmowy pokazuj rozmówcy, że pojawienie się nowych (sprzecznych z opinią fanatyka) faktów nie musi od razu oznaczać zmiany poglądów i wierzeń.
#3: Teoria gier z kolei pokazuje nam, jak ważnie jest nieeskalowanie problemu. Jeśli ja wejdę z kimś w polemikę, to naturalnym ruchem w naszej „grze” dla tej osoby będzie odpowiedzieć nieco większym atakiem. Na zwiększony atak z kolei ja odpowiem jeszcze mocniejszym atakiem, na co ona zareaguje większym… i tak dalej. Aż dojdzie do takiej eskalacji problemu, że będziemy się oczerniać i wyzywać od $#%&($*(!, nie pamiętając w ogóle od czego nasza rozmowa się zaczęła, tylko widząc „idiotę”, „moherowy beret”, „wieśniaka”, itd.
A Wam życzę owocnych i mniej frustrujących rozmów o ociepleniu globalnym, prozdrowotnych wartościach masła i prozapalnym działaniu margaryny, potrzebie szczepienia dzieci, wyższości planów gospodarczych jednej partii politycznej nad druga i na wszystkie inne tematy, które nas dzielą.